Sztuka to kłamstwo, które pozwala uświadomić sobie prawdę - Picasso
Film Terry'ego Zwigoffa przenosi nas w środowisko dzisiejszych młodych artystów. I całkiem ostro się z tym środowiskiem rozprawia. Poza głównym, nieco naiwnym wątkiem można się dopatrzeć
Film Terry'ego Zwigoffa przenosi nas w środowisko dzisiejszych młodych artystów. I całkiem ostro się z tym środowiskiem rozprawia. Poza głównym, nieco naiwnym wątkiem można się dopatrzeć krytyki dwulicowości, snobizmu i dążenia do sławy za wszelką cenę. Młody i pełen zapału Jerome (Max Minghella) postanawia zostać artystą na miarę swojego idola Picassa. W tym celu dostaje się na ASP wbrew woli rodziców i rozpoczyna pracę, by olśnić grupę i ekscentrycznego profesora Sandinforda (John Malkovich). Pierwsza wystawa jest dla chłopaka jak kubeł zimnej wody. Kunsztowna praca zostaje ledwie zauważona, a artystą miesiąca zostaje okrzyknięty człowiek-robot Jonah i jego rysunek na poziome 5-latka. Żeby tego było mało, Jonah podrywa muzę Jerome'a - Audrey (Sophia Myles). Zdołowany Jerome nie rozumie tego sukcesu a poprzez wypowiadanie swojego zdania zostaje wyklęty w swojej grupie. Desperacka kradzież obrazu miejscowego pijaczyny (Jim Broadbent) zmienia bieg wydarzeń. Często, żeby zdobyć rozgłos, trzeba zrobić coś naprawdę paskudnego. W tym wypadku kradzież jest motorem sukcesu. Nie tylko Jerome staje się gwiazdą, a jego prace rozchodzą się jak świeże bułeczki, ale dodatkowo na jego rozgłosie korzystają profesor, początkujący reżyser filmów akcji oraz ekscentryczny właściciel restauracji. Nikogo nie obchodzi prawda. Nawet samego bohatera. W końcu zdobył to, o czym marzył – sławę, sukces i dziewczynę. Pomimo, z pozoru, interesującej fabuły coś w scenariuszu szwankuje. Osobiście, półtoragodzinny film podzieliłam sobie na dwie sesje. Zaczął się robić nudny, a fabuła zmierzała donikąd. Oglądanie przez większość czasu zapuchniętego od płaczu Maxa Minghelli nie jest specjalną przyjemnością. Na plus oceniam początek filmu oraz poznawanie przez Jerome'a szkoły i jej "dziwnych" uczniów. Im dalej, tym niestety, nudniej. Nawet końcówka nie ratuje, może nawet zirytować. Nie sposób nie wspomnieć o rewelacyjnych rolach epizodycznych Johna Malkovicha, Anjelici Huston i Jima Broadbenta, bo to oni w głównej mierze ciągną ten film. Młodzi aktorzy są przy nich mdli i bezbarwni, a ich starsi koledzy kradną im każdą scenę, w której się pojawiają. Nie skreślam tego filmu całkowicie, jednak mam wrażenie, że reżyser nie był do końca zdecydowany, czy chce zrobić komedię, czy dramat i w końcu nie wyszło ani to, ani to. Zamiast tego mamy raczej obyczajówkę z zabawnymi momentami. Nie przeczytałam komiksu, więc nie mam porównania, niemniej jednak nie jest to totalna porażka i warto dla wcześniej wspomnianych epizodów starych wyjadaczy. Jednak dla niektórych może to być za mało.