Klasyka klasyką ale ten film rozczarował mnie jak mało który. Poza faktem, że sceny erotyczne są ciekawe i dobrze zrobione (a w tym chyba tkwi sęk tego filmu) to pod każdym innym aspektem film leży. Mickey R. robi 3 miny na krzyż przez całe 2 godziny a jego charakter jest nie dość, że w zasadzie całkiem nijaki to...
Nie wiem jak wam ale mi w niektórych momentach filmu Mickey Rourke strasznie przypomina Bruca Willisa.. :)
Niedawno przeczytałam trylogię "Fifty Shades" i tak jakoś pod wpływem tej książki
postanowiłam wrócić do tego filmu.... i taka naszła mnie myśl, że E. L. James mogła się zainspirować "9 i 1/2 tygodnia"
i tu i tu
Przystojny, bogaty, odnoszący sukcesy zawodowe, lubiący perwersyjne gierki i poczucie
kontroli...
Film posiada niepewny klimat ktory towarzyszy od chwili kiedy to Elizabeth poznaje Johna a to mnie sie najbardziej podobało w filmie Lyneya,oczywiscie Kim Basinger ktora zagrała fenomenalnie i osobiscie uwazam ze to jej najlepsza rola
To było niesamowite 1 h 52 minuty filmu o niczym. W rolach głównych aktorka bez brwi i koleś, który w szczycie swej kariery zawsze gra love-joya, który obraca panienki na swoich zasadach, bo się głupkowato do nich uśmiechnął. Jeśli ktoś Wam powie, że to film o skomplikowanych relacjach bazujących na poszukiwaniach...
prawie w ogóle go nie emituje. A to taki wspaniały film. Nie wiecie może kiedy i na jakim kanale ostatni raz go puszczali?
Jak sądzicie, czy to przypadek, że to właśnie w tym hotelu niewiele lat wcześniej miała finał inna,
tragiczna historia miłosna? Sid Vicous, ikona muzyki punkowej, w tym samym miejscu również
zakończył swój związek, choć może w sposób bardziej brutalny, niż bohater "9 1/2...", a mianowicie
zadźgał swoją dziewczynę...
Spodziewałam się bomby, dostałam fajerwerki ze sklepu wszystko po 5 złotych. Dawno tak nie zawiódł mnie film, który był i jest opiewany ze wszystkich stron - a to za świetną grę "starego" Rourkego, a to za przekonującą rolę Basinger, a to za klimat, a to w końcu za seksualność, niby perwersyjną, niby delikatną. Z...
Nie wiem dlaczego, ale najczęściej zapamiętuję filmy dzięki ich ścieżkom dźwiękowym. Nie mówiąc
już, gdy w filmie występuje mój ulubiony kawałek. Bryan Ferry- Slave to love.
(starego artysty) Po co się znalazł w filmie? Szczególnie scena w jego domu i scena podczas wystawy.
oczekiwałam czegoś w stylu "Ostatniego tanga w Paryżu", a tutaj pozbawiony głębi i
większego sensu obraz. Kilka dobrych scen (z lodem i striptizem) nie wystarczyło, niestety.
Nie rozumiem potrzeby wprowadzania artysty, sceny z dziećmi. Jakieś nieporozumienie.
tu się bzykną tam się bzykną... w co niektórych scenach nawet ładnie było to przedstawione, ale
całość nie robi piorunującego wrażenia. Rozumiem, że fabuła musiała być prosta żeby
zaakcentować relację między boh. ale dialogi mogły by zawierać coś więcej niż gadka o wypinaniu
Dup*** czy dyskusja o wypierdzywaniu...
Na początku banalny i za słodki. Wszystko stało się nagle, odrobinę irracjonalnie i cholernie
idealnie. Sceny obyczajowe są nudne, dłużą się. Oczywiście niczego nie można odmówić
scenom seksu czy innym intymnym chwilom. Od karmienia przy lodówce, przez lód czy seks
na schodach - to majstersztyk. Ale reszta męczy....