Może rzeczywiście arcydziełem kinematograficznym ten film nie jest, ale oglądało mi się go sympatycznie. Niektóre sytuacje okraszono lekkim humorem, który przyciągał przed ekran, a do tego ta iście "gwiazdorska" obsada (Cruz, Scarlet, Patric, Billy Bob ... Natashy Richardson nie kojarzę, ale chyba warto by zacząć)...
Widziałam ten film dwa razy i uważam, że ma swój bardzo ciekawy klimat, coś głębszego, ale nie wydumanego, aktorzy świetni i świetnie dobrani. Gdzieś tam nawet Penelopa się pokazuje, Billy Bob jest jak zwykle znakomity. Partick stworzył dobrą rolę. Naprawdę warto.
wybaczcie moje niewyszukanie w werbalizacji wlasnych mysli ale po obejrzeniu tego filmu odczuwam nieodparta potrzebe wyzalenia sie komus po utracie 2h z zycia. Nic, a nic w tym filmie mi sie nie spodobalo.
"Waking Up In Reno", a nie "Wakin Up In Reno". Jeżeli jesteś żonaty/zamężna i masz co najmniej 40 lat, to polecam. W przeciwnym wypadku oglądanie tego filmu = samobójstwo.