Ta postać to najbardziej absurdalny boss, z jakim się dotąd zetknąłem i prawdopodobnie lider tej klasyfikacji do końca moich dni. Rozumiem, że twórcy chcieli zakończyć widowiskowy rozdział mocnym akcentem, ale zdecydowanie przegięli pałę i brutalnie naruszyli granice przyzwoitości.
Przeciwnik, o którym mowa, jest właściwie niewrażliwy na pociski. Nie chowa się za zasłonami, ale nic nie robi sobie z tego, że naparzam do niego z magnum i M4. Co więcej, często podchodzi do Drake'a jak gdyby nigdy nic. Mimo że nie ma już kasku, seria z karabinu szturmowego W TWARZ nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Poza tym, jest chyba nadludzko silny, bo jeden, góra dwa ciosy w walce wręcz powodują śmierć Nate'a. Jakby tego było mało, gra zazwyczaj ma w dupie to, że wciskam odpowiedzialny za unik trójkąt.
Mówiąc w skrócie, znacznie łatwiej jest pokonać tuzin szybkich i zwinnych nieumarłych z "jedynki" i helikopter niż jego. A takie atrakcje na ŚREDNIM poziomie trudności. Skandal.
ach te wspomnienia z zombiaczkami... ale według mnie łatwo go pokonać. wystarczy karabinkuś snajperski :D
Gra opiewa w cały wachlarz pastiszu współczesnej popkultury. Abstrahując od oczywistego Indiany Bond XXI wieku, oferuje wiele innych odniesień do gier, książek czy filmów - pierwszy z brzegu wspomniany - nomen omen - Terminator. Doskonały tytuł z umiejętnie wykorzystanym QTE, bez wyraźnych niedociągnięć, to doskonały fabularny spin-off, wielowątkowy film interaktywny łączący najlepsze elementy skakania i strzelania. Zarówno jedna z najlepszych gier w historii wirtualnej rozrywki, jak i nieliczna perełka na PS3 (bo w taką też wersję grałem). Montaż absolutny wszystkich idei powstałych na łonie Tomb Raider z podstawowymi założeniami podręcznikowego TPP.
Innymi słowy: choć nie wiem jak ima się pre- i sequela, to produkcja wręcz obowiązkowa dla posiadaczy elektrycznych pudeł.